LECZO Z PARÓWKAMI
CIOCI JASI

Leczo to dla mnie danie letnio jesienne. Kiedyś kojarzyło mi się z późną jesienią i zimą, gdyż moja Mamusia robiła leczo - pewnie bardziej tradycyjnie, ale dla mnie dość ciężko się kojarzące - z warzywami i kawałkami dobrych mięs na imieniny Mojego Taty wczesnym listopadem. Przepisu na to leczo, które dziś Wam prezentuję, nauczyła mnie Siostra Mojej Mamy - Ciocia Jasia, w pewne letnie przedpołudnie wiele, wiele lat temu, kiedy akurat spędzałam wakacje u Mojego Dziadzia. Miałam chyba niewiele ponad 16 lat, a może nawet mniej. Od tego czasu gości na mym stole od zawsze:) To dziwne, że potrafi utkwić w człowieku taka chwila, kiedy uczy się czegoś i potrafi dokładnie opisać pogodę, dzień, zapach i nawet to, kiedy i jak siekał pomidory. Leczo stało się jednym z ulubionych dań mojej Rodzinki. Wiem, że niektórzy mają kiepski stosunek do parówek, ale ja akurat bardzo zwracam uwagę na to, co w sobie mają - zwłaszcza teraz, gdy zajada je mój mały Smyk. I staram się sięgać po te z ciut wyższej półki. Poza tym, jestem dzieckiem lat 80, kiedy parówka była podstawa naszego żywienia, hot dogi były bułą z parówką i musztardą (zresztą do dziś nie uznaje innych), a założenie, że jesteśmy wszystkożernym stworzeniem nie było uznane za dziwaczne. Nie dając się zwariować, robię leczo z parówkami, które dzięki nim jest lekkie i pożywne. I tańsze. A to na pewno miła alternatywa dla osób z mniej zasobnym portfelem, zwłaszcza w sezonie, gdy warzywa są dużo tańsze. Jeśli wiec, nie boicie się parówek - zapraszam na szybki, tani i pyszny sezonowy obiad :)