RISOTTO PO GWAŁCIE
Nie pytajcie, skąd ta nazwa... :) Risotto powstało baaaaardzoooo dawno temu, w czasach, gdy improwizacja w kuchni z Mym Mężem, nie była codziennością, a miłą formą spędzania "randek" :> Celowo piszę "randek", gdyż w sumie potem okazało się, że na żadnej nie byłam ;) No, ale risotto, a właściwie przepis na nie, się zachował, gdyż wtedy tak nam zasmakowało, że zapisałam je w swoim starym wysłużonym kajeciku... . Dzisiaj przeglądałam go i z sentymentem spojrzałam na zapis. Hm...A może by tak ... Kiełbaska jest, cebulka też... :) No i dzięki temu nieco wspomnień znów mogę zasmakować :) Mężuś będzie miał niespodziankę, jak wróci z pracy. Mój Smyk skosztuje go niebawem, a Wam szczerze je polecam, gdyż całość przygotowania zajmuje dosłownie chwilkę. Potem tylko trzeba poczekać, aż ryż wchłonie bulion. I na koniec ten nietypowy dodatek do ryżu w postaci żółtego sera... I niebo w gębie gotowe... A jak się tym można karmić.... Mmmmmmmm ;)
Składniki:
- laska kiełbasy grillowej bądź toruńskiej, podwaweskiej - dobrej smakowo
- cebula
- 2 pomidorki
- pół papryki
- szklanka ryżu
- 2 szklanki bulionu - może być 2 szklanki wody + 1,5 kostki rosołowej
- ketchup
- przecier pomidorowy
- ser żółty - u mnie akurat Edamski był w lodówce - około 200g
- bazylia
- oregano
- majeranek
- sól
- pieprz
- olej, oliwa
Cebulkę drobno pokrojoną zeszklić na niewielkiej ilości oliwy. Kiełbasę obrać ze skórki, pokroić w drobną kostkę, dodać do cebuli i razem przesmażyć do wytopienia. Paprykę pokroić w kosteczkę. Pomidory sparzyć, obrać, pokroić w drobną kostkę. Wrzucić warzywa do kiełbasy, chwilkę razem podsmażyć. Posolić delikatnie, popieprzyć, dodać bazylię, oregano i majeranek. Wymieszać. Dodać ryż, zamieszać, zalać bulionem. Dodać około 2-3 łyżek ketchupu i 2-3 łyżeczki przecieru pomidorowego. Wymieszać. Dusić na małym ogniu pod przykryciem do momentu wchłonięcia przez ryż bulionu. Co jakiś czas zamieszać. Gdyby po tym czasie ryż był jeszcze lekko twardawy, dolać odrobinę wody i poczekać, aż ją wchłonie i zmięknie. Na gotowy, poukładać plasterki żółtego sera i zapiekać pod przykryciem, aż całkiem się rozpuści. Zamieszać i podawać :) Rozkosz podniebienia gwarantowana :) Smaczności :>
Nie ma jak smaki wspomnień;) Zdaje się, że szykuje się Tobie przyjemny wieczór!
OdpowiedzUsuńSzykował;) skończył sie moim zaśnięciem w ubraniu po kolacji :)
Usuńnie No bez jaj Ty to nazywasz risotto. Ty się zajmij lepiej szydełkowaniem, bo gwałt to jest ale na kuchni w Twoim wykonaniu.
OdpowiedzUsuńDo grzeczności należy podpisać się pod własnym komentarzem, skoro o to proszę. a Szydełkowanie, podobnie jak gotowanie, całkiem nieźle mi idzie.
UsuńNazwa risotto jest używana w moim domu do tegoż dania i tak zostanie - nigdzie nie pisałam, że jest ono z rodowodem włoskim.
Jestem oburzona słowem "gwałt" w nazwie. Gdybyś przeżyła gwałt nigdy byś go nie użyła.
OdpowiedzUsuńOdnośnie dania - 200g sera na dwie osoby to bardzo dużo, ale czasem może można zrobić sobie odstępstwo. Zgadzam się z przedmówcą, że to danie nie ma z risotto nic wspólnego poza nazwą. Postuluję byś nie używała obcobrzmiących nazw jeśli nie wiesz co się za nimi kryje. To danie z powodzeniem może nazywać się zapiekanką z ryżu, kiełbasy i sera. Polacy uważają, że jak użyją obcobrzmiących nazw ich danie stanie się bardziej wykwintne i lepsze.
Ja zaś jestem oburzona tym, że osoby, które zwykle krytykują moje dania nigdy lub prawie nigdy nie mają tyle odwagi by podpisać się choćby pseudonimem.
UsuńCo do komentarza:
Prezentowane wyżej danie jest porcją dla 4 osób - mój błąd, bo powinnam to uwzględnić w poście :) Zwykle gotuję na dwa dni, więc stąd ta pomyłka. Wiem co kryje się za słowem risotto. Przykro mi, że wnioskujesz o mojej nieznajomości kuchni, jedynie po przeczytaniu jednego posta. I nie uważam by moje danie było wykwintne - zostało tak nazwane w moim domu i taka nazwa pozostanie.
Co do słowa gwałt. Wiem czym jest w sensie seksualnym. Doskonale sobie z tego zdaję sprawę. Nie musiałam przeżyć gwałtu - nikomu tego nie życzę - by zdawać sobie z tego sprawy - zwłaszcza jako terapeuta. Przepraszam jeśli poczułaś się dotknięta , jednak nazwy nie zmienię.
Beznadziejna nazwa, a zdjęcie z ciągnącym się serem wygląda jak śluz jakiegoś obrzydliwego stwora. I zgadzam się z przedmówcami - to danie nie ma nic wspólnego z risotto, raczej jest to po prostu breja, która powstała z barku pomysłu na obiad.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wiola:)
po pierwsze dzięki za podpisanie się :)
Usuńpo drugie : może danie wygląda jak breja, ale zapewniam Cię , że nawet tak niezbyt zachęcająco wyglądające danie może być pyszne :)
po trzecie : o nazwie napisałam już wyżej - nie będę się powtarzać.