Szukaj w blogu

Google Website Translator Gadget

25 września 2012

Pomidorowa z pieczonych pomidorów z winem i czerwona cebulka...pyszności na powitanie jesieni

POMIDOROWA 

Z PIECZONYCH POMIDORÓW 

Z WINEM I CZERWONĄ CEBULKĄ




Pisałam już nie raz i nie dwa, że uwielbiam pomidorową. Zresztą do tej pory, chyba żadna inna zupa nie podbiła tak serca Mojego Maluszka, jak pomidorowa właśnie. Są to już dwa powody, dla których ona właśnie, we wszelkich wariacjach, ląduje na mym stole. Trzeci, to powodów równie cudny co pozostałe - jest to wszechstronność postaci tej zupy o każdej porze roku.
Inaczej smakuje zimą, gdy zaprawiona śmietaną rozgrzewa i dodaje energii. Zupełnie inaczej wiosną, kiedy spragnieni lekkości, zaczynamy rezygnować ze śmietanki i nieśmiało zaprawiamy nowalijkowe rosołki, wyciąganymi ze spiżarni, domowymi przecierami. Radośnie i lekko robimy tę zupkę na początku czerwca, kiedy zaczynają dojrzewać w słońcu pierwsze wczesne odmiany, ze świeżych i pachnących krzaczkiem owoców . Jednak wyrazistość swego smaku zyskują one późnym latem i  wczesną jesienią. Wtedy czerwone, od wciąż ciepłego i coraz niżej wędrującego słońca, pomidory pachną nieziemsko... . W tym czasie pomidorowa staje się rarytasem niejednej kuchni. Jak z tradycyjnej zupy staje się królową? Za sprawą dodatków....No właśnie dodatki....
Pomysł na zupkę, którą Wam dzisiaj prezentuję, pielęgnowałam w swej głowie bardzo długo... . By go sfinalizować potrzebowałam złego humoru (jakoś wtedy, na poprawę, zawsze tworzę coś pysznego), dużej ilości ofiarowanych pomidorów i śpiącego  3 godziny Maluszka ;) Widziałam wiele różnych wersji pomidorowej z pieczonych pomidorów, jednak żaden nie przypadł mi do gustu. I tak powstała moja - wyrafinowana za sprawą czerwonego wina - wersja. Zupka wyszła naprawdę przepyszna. Mąż kazał zapisać koniecznie przepis. No więc zapisuję :) I dzielę się Nią z Wami , życząc smacznego :)



Składniki na 3 osoby:
  • 6 pomidorów
  • kilka gałązek świeżego oregano i bazylii
  • oliwa z oliwek
  • 30 ml czerwonego półsłodkiego wina
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 średnia czerwona cebula
  • łyżka masła
  • sól
  • pieprz
  • około pół litra bulionu warzywnego 





Piekarnik nastawiamy na 200'c. 






Naczynie żaroodporne polać odrobiną oliwy z oliwek.






Pomidory wymyć, pokroić w ćwiartki i poukładać ciasno w naczyniu. 


Na pomidorach poukładać gałązki ziół i pokrojony w plastry czosnek. Popieprzyć i posolić.
Całość polać oliwą i wstawić do piekarnika na około 45 min. Na ostanie 3-4 minuty (trzeba bardzo uważać, by nie przypalić zbytnio ziół i czosnku) nastawić funkcję grilla. 










Upieczone pomidory wyjąć z pieca, zostawić na kilka minut do ostygnięcia. 

Następnie pozbawić je skórek - idealnie odchodzą od miąższu - i całość "zapiekanki"  przerzucić do garnka. 


Czerwoną cebulę poszatkować w niewielką kostkę. Masło rozpuścić na patelni, wrzucić cebulkę, a po minucie zalać ją winem i lekko poddusić przez 2-3 minuty. 

















Uduszoną cebulkę wrzucić do garnka z pomidorami. 







Całość zmiksować.













Następnie wlać bulion i  podgrzać.  Smaczności ! :)






Zupka najlepiej smakuje z ziołowymi grzankami :) 










ziołowe grzanki - idealny dodatek z wieloma możliwościami

ZIOŁOWE GRZANKI 




Grzanki powstały podczas tworzenia pomidorowej z pieczonych pomidorów. Przepis jest banalnie prosty, ale grzanki świetnie uzupełniły jej smak. Wyszły naprawdę bardzo podobne do tych, które zdarzało mi się jadać w restauracjach, dodawane do różnych sałatek. Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami tym przepisem. I zachować go i dla Siebie :) Z pewnością wykorzystam te grzaneczki nie tylko jako dodatek do zup... A Wy ? :) Czekam na wieści :) 

18 września 2012

Smażone pierożki z włoską nutą - wspomnienie lata


SMAŻONE MIĘSNE PIEROŻKI 

Z WŁOSKĄ NUTĄ



Pierożki te, do doskonała forma "zutylizowania" mięsa z rosołu. Powstały tuż przed Naszym wyjazdem na Kanary. Jak wiadomo, przed wakacjami, chce się opróżnić lodówkę. Miałam okropną ochotę na pierożki z mięsem, jednak nie miałam kapustki - a ją zawsze dokładam odrobinkę do pierogów z mięsem - inaczej wydają mi się zbyt suche. W końcu stwierdziłam, że czas na kolejną rewolucję - zmieliłam mięsko, dodałam standardowo cebulkę i zaczęłam kombinowanie - dodałam przecier pomidorowy, a potem jakoś same włoskie zioła podeszły mi pod rękę :) Na koniec dodałam tarty ser - i tak wyszedł farsz z nutą włoską. Zadowolona z efektu sięgam do kuchennej szafki i tu ... ZONG! Jedynie mąka chlebowa i to nie wiele ... Jej...no cóż, na pierożki chęć jest, farsz też już jest - nie ma rzeczy nie możliwych. I zarobiłam ciasto z takiej mąki...Przyznaję, że nie bardzo się chciało lepić, więc bojąc się, że mi się pierożki w gotowaniu rozlecą, stwierdziłam, że je usmażę... Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Wyszły tak pyszne, że spałaszowaliśmy z Mężusiem połowę porcji, a resztę Smyk i ja zjedliśmy na zimno. W obu wersjach były cudowne...Jak to dobrze, że  jeszcze połowa farszu leży sobie zamrożona w lodówce... :) 

14 września 2012

Zupa krem z cukinii, papryki, pomidorów i soku z cytryny -zupa jak malowana

ZUPA KREM 

Z CUKINII, PAPRYKI I POMIDORÓW 

Z SOKIEM Z CYTRYNY




Mam takie dni, kiedy nie wiele mi wychodzi w kuchni. Czasem nastawię bulion i gotuje się on i gotuje, a ja myślę i myślę, co by tu na obiad... . Macie tak czasem? Powiedzcie, że tak, bo trochę mi może będzie mi lepiej w takie dni. Zwłaszcza, że ostatnio coś ich przybywa. Chyba jakieś przesilenie jesienne mnie dopada. Ale miałam o zupie...nie o sobie. Właśnie w taki  opisany wyżej dzień, kiedy bulion od pół godziny bulgotał na gazie...a ja snułam się z kąta w kąt mojej kuchni,  daremnie szukając inspiracji, powstała ta zupka. O dziwo, wyszła, jak malowana. Dosłownie. Zadziwiła mnie i smakiem i kolorem i skojarzeniem z pożegnaniem lata...i te słoneczniki Van Gogh'a jakoś same się podstawiły pod obiektyw... . Przyznaję, że to co wrzucałam do gara, jakoś nie nastrajało optymistycznie... . Ale czasem warto postawić na resztki z lodówki. Reszta cukinii, zaplątany stary zawekowany przecier pomidorowy domowej roboty...zeschnięta pseudo papryczka chili... i tyle. Ach i jeszcze sok z cytryny...No właśnie. Ten sok z cytryny dzieło przeciętne, zmienił w wyjątkowe... nieco orientalne...i romantyczne zarazem... Mężuś z błyskiem w oku stwierdził, że pyszna. Skoro tak, to pyszna zupka, jak malowana...Dzisiaj ode mnie dla Was...Bo dzisiaj też mam taki dzień, gdy bulion bulgocze i bulgocze, a ja siedzę i siedzę...myślę i myślę...

13 września 2012

Zupa cebulowa z czerwonym winem po mojemu - coś na pluchę

ZUPA CEBULOWA 

Z CZERWONYM WINEM

 NA BULIONIE DROBIOWYM





Bardzo lubię zupę cebulową. Zresztą generalnie lubię cebulę. Bez niej wielu potraw sobie nie wyobrażam. Jadłam też wiele rodzai zup, w której króluje to warstwowe warzywko. Mistrzem w ich robieniu jest Mój Mąż. Ale pewnego dnia mi się takiej pyszności okropnie zachciało (pomijam, że w domowej szafce z warzywami, niewiele ponad cebulę było ;) ), a Mężuś w pracy. Hm..To może taką po mojemu ? Eksperyment okazał się cudowną rewolucją. Zupka smakowała mi, mojemu Szkrabowi - zjadł pełną miseczkę i zarządał dokładki - oraz Memu Lubemu. Od tego czasu zagościła na stałe w naszym menu. Czerwone wino, a w zasadzie wino octowe - czyli nasz domowy ocet winny, który powstał z nieco zapomnianego wina w piwnicy - dodało jej zdecydowanego pazura. Ale, że robiłam ją i ze zwykłym czerwonym winem i dodatkiem odrobiny octu winnego, więc podaję Wam dzisiaj obie wersje :) Jeśli więc macie ochotę na coś znanego w nowej odsłonie, rozgrzewającego i smacznego,koniecznie zaplanujcie wypad po cebulę do przysłowiowego "osiedlowego jarzyniaczka". Choć kilka cebul chyba w prawie każdej szafce kuchennej się znajdzie, prawda? :) 



Składniki:
  • 5 średnich cebul
  • 2 skrzydełka z kurczaka
  • około pół szklanki wina octowego lub pół szklanki czerwonego wina i 2 łyżki octu winnego
  • 3 łyżki przyprawy włoskiej (lubczyk, cząber, majeranek, pieprz turecki, czarnuszka, suszone warzywa, sól)
  • oliwa z oliwek
  • 1 kostka bulionu z kury
  • 6 ziaren pieprzu
  • łyżka przyprawy warzywnej typu Vegeta
  • 3 ziarenka ziela angielskiego
  • 1 liść laurowy
  • sól 
  • pieprz
  • około 1,5 litra wody

Skrzydełka zalać wodą, dodać liścia laurowego, ziela angielskie, pieprz ziarnisty i 1 łyżkę przyprawy włoskiej i razem pogotować dobrą chwilę (około 15-20 minut). 
W tym czasie pokroić cebulę w pół talarki i podsmażyć na oliwie z oliwek wraz z połową wina octowego lub połową wina czerwonego.  Kiedy ładnie się zeszkli, zalać ją gotującym się bulionem, dodać przyprawę warzywną, sól, pieprz, resztę wina octowego (czerwonego wraz z octem winnym), 2 łyżki przyprawy włoskiej i przykryć. W odrobinie zupy rozpuścić kostkę bulionową i dodać do całości. Gotować na wolnym ogniu, aż cebula zupełnie zmięknie.  Podawać z grzankami ! :) Smaczności !!!








12 września 2012

placek z kakaem - wspomnienie z dzieciństwa

PLACEK Z KAKAEM 

BABCI ZOSI




Są takie placki, które wywołują wspomnienia. Czasem o nich już nawet nie pamiętamy, a gdy ugryziemy kawałek takiego placuszka, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stajemy się znowu małymi dziećmi z radością pałaszującymi słodkości. Słodkości wykonane przez ukochane ręce...mamy, taty, dziadzia czy babci... . Dzisiaj prezentuję Wam placek, który właśnie ostatnio przeniósł mnie w krainę wspomnień mojego dzieciństwa.
Po śmierci mojej Babuni, wśród innych pamiątek, odziedziczyłam wraz z Siostrzyczką, stary zeszyt w czarnej oprawie. Na pożółkłych od czasu kartkach, starannym pismem Babci, wykaligrafowane są jej cudowne przepisy. Zeszyt ten, wśród innych, jest chyba najbardziej strzeżony w moim domu. Parę miesięcy temu, postanowiłam przepisać przepisy do siebie, aby mieć je zawsze ze sobą. Zeszyt bowiem został w moim Rodzinnym domu, często używany, przez moją Mamę i Siostrę. I bach! Zeszyt wsiąkł. Przeszukałyśmy z Siostrą chyba wszystkie zakamarki. "Musi gdzieś być! Ja Ci go przywiozę! " zagrzmiała moja Siostrzyczka. I przywiozła ;) Nie wiem, jak głęboko pod ziemię się dokopała, ale zeszyt się odnalazł i spoczął w 'wiadomym miejscu". Ja zaś część przepisów przepisałam, a część obfotografowałam, gdyż przepisów jest masa, a mojego czasu wieczorami nieco mniej... . 
Mój Synuś ostatnio u swojej Babci, a mojej Teściowej, zajadał się zwykłym klasycznym Murzynkiem... . Wcinał kawałek za kawałkiem. Nie wiem czy ciacho było kupne czy upieczone przez Mamę, ale widok Mojego Szkraba przywołał w pamięci obraz, gdy to Obie z Siostrą zasiadałyśmy w kuchni swojej Babci Zosi - Mamy naszego Taty notabene - i zajadałyśmy Placek z Kakaem..taki zwykły, prosty, mleczny. I wtedy mnie olśniło. Przecież ja mam ten przepis. Dlaczego więc Mój Synuś ma nie poznać tego smaku ? Nie będzie mu dane poznać Prababci, ale inne kochane ręce tez i dla Niego mogą go upiec... . I tak powstał Placuszek, który dziś oglądacie na zdjęciach, zaraz dnia następnego. I wiecie co? Placek zniknął w ciągu jednego dnia, gdyż Szkrab zajadał go i na śniadanie i na po obiad i na kolacje ... A ja ze wzruszeniem kroiłam kolejne kawałki dla Niego, Męża i siebie...By z każdym kęsem stać się znów Małą Dziewczynką... . 




Składniki na małą keksówkę:
(ja użyłam małej i podłożyłam wysoko papier do pieczenia, więc placuszek wyszedł wysoki, ale jeśli chcecie mieć go więcej, spokojnie można użyć małej blaszki lub większej keksówki) : 
cytuję za Babcią : 

  • 25 dkg mąki - ja użyłam tortowej
  • 20 dkg cukru
  • 4 jaja (białka ubić na pianę - dać na końcu)
  • 12 dkg tłuszczu - u mnie margaryna ;)
  • 1/2 szklanki mleka
  • 1/2 paczki proszku do pieczenia = 1 łyżeczka 
  • 2 dkg kakao ( ciemne gorzkie)




Jak pisze Babcia: "Utrzeć wszystko razem (tłuszcz najlepiej rozpuścić w mleku)".
 A więc dla bardziej szczegółowego przebiegu działań:)
Żółtka oddzielamy od białek.  Margarynę rozpuszczamy w mleku i odstawiamy do lekkiego przestygnięcia. Do miski wrzucamy żółtka i cukier, i zaczynamy ucieranie, następnie dodajemy mąkę i proszek do pieczenia i ucierając, delikatną strużką, wlewamy mleko z tłuszczem. Dosypujemy kakao i ucieramy jeszcze chwilkę. Białka ubijamy na sztywną pianę. Następnie powoli, po łyżce,  dodajemy do ciasta i wolno mieszamy drewnianą łyżką w JEDNĄ stronę, by piana nam nie siadła. 
Jak w uwagach pisze Babcia: "ciasto można podzielić na dwie części i kakao dodać do 1 części i wlewać do formy na zmianę raz jasne, raz ciemne."
Keksówkę wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy ciasto. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 190-200'c i pieczemy 35-40 minut. Możemy zrobić test patyczkowy. Smaczności !! :)



11 września 2012

Orzechowy tort z kremem pistacjowym Magdy Gessler (na ucieranym błyskawicznym spodzie)

TORT ORZECHOWY 

Z KREMEM PISTACJOWYM MAGDY GESSLER 

(NA UCIERANYM SPODZIE)






Na początku września Moja Ukochana Siostrzyczka miała urodzinki. Troszeczkę podłamana ilością świeczek na torcie, bardzo przeżywała ten nadchodzący czas. Jako doświadczona , i zaznaczam - STARSZA- Siostra, postanowiłam zatem osłodzić jej ten jakże tragiczny Dzionek. Synuś dla Chrzestnej wymalował piękną laurkę, a ja upiekłam torcik... . Jak to zwykle u mnie bywa, torcik miał być łatwy i szybki do zrobienia, bo miał być dziełem Naszej Dwójeczki. Ostatecznie był moim dziełem osobistym, ale tym bardziej musiał być szybki, gdyż zabrałam się za niego bagatela o 23:00, gdy uspałam Malca, który za nic spać iść akurat nie chciał. Dlatego błogosławiłam się za pomysł, który wydumałam, będąc w sklepie, na rodzinnych zakupach. Tort jest taki troszkę poskładany z innych tortów, ale efekt przeszedł nawet moje najśmielsze oczekiwania. Cała Rodzinka go zachwalała, a Solenizantka była zachwycona, gdyż zarówno pistacje, jak i orzeszki uwielbia :)
To teraz śpieszę z wyjaśnieniem skąd ma inspiracja czerpana. Spód - a w zasadzie "biszkoptowa" część tortu - zapożyczona jest z innego torciku, którym się nie mam zamiaru na razie tutaj chwalić. Powstał w ramach imienin Mężusia i zamiast pięknym tortem, stał się rozpływającym się w ustach deserem śliwkowo-orzechowym. Z naciskiem na rozpływającym się... . Ale ponieważ całość kręcenia ogranicza się do 5 minut, a smak pyszny, od razu postawiłam na niego. Zaś krem....eh..Kochani...krem jest iście Weselny. Bo z Tortu Weselnego Magdy Gessler zapożyczony. Zakochałam się w nim po jednym liźnięciu, mimo, iż zabajony jest okrutnie. Oparty na serku mascarpone, z dodatkiem brandy i pistacji - niebo w gębie. I niech się schowają Wszyscy Ci, którzy Magdę Gessler tępią i ujmują jej zasług. A przynajmniej wara od jej torciku ;) Już się szykuję na wykonanie go w całości, tylko jakąś szczególną okazję muszę znaleźć :) Oczywiście na torcik w mini wydaniu, nie na 30 osóbek ;) A wracając do kremu, to kręci się go 5 minut, więc jeśli Ktoś jest szybki w rachunkach, nie zdziwi się, że już o 1:30 GOTOWY tort wylądował w lodówce do chłodzenia. Mój stał całą noc, ale wystarczą 3 godzinki i tort można wykładać na stół :) Czyż nie prezentuje się iście Królewsko ? ;) 




Składniki na tortownicę 24 cm:

ciasto:
  • 3 jajka
  • 3 łyżki wody
  • szczypta soli
  • 120g cukru
  • 30g mąki ziemniaczanej
  • 30g mąki pszennej - u mnie tortowa
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 100g drobno zmielonych orzechów laskowych
krem:
  • pół kilograma serka mascarpone - można użyć 600g - ja tyle bym użyła następnym razem, by bez problemu wystarczyło kremu na boki. 
  • 90g (przy 600g mascarpone - 120g) cukru pudru
  • 3 łyżeczki spirytusu
  • 8g pistacji - ja użyłam lekko solonych i prażonych
  • 100 (lub 120 ml  przy proporcjach na 600g serka) ml brandy
  • odrobina olejku pistacjowego - ja nie posiadałam, więc dodałam śmietankowego
ponadto i na dekorację:
  • 1 spód bezowy lub kilkanaście malutkich bez
  • 3 kosteczki białej czekolady
  • opakowanie dekoracyjnych listków 
  • 4g pistacji - tu też użyłam lekko solonych i prażonych

Ciasto :

Jajka ucieramy z wodą, solą i cukrem, aż do rozpuszczenia się cukru. Ja to wykonywałam jakieś 5-7 minut na najwyższych obrotach swojego robota kuchennego trzepaczką do ubijania i ucierania. Następnie przesiewamy na wierzch oba rodzaje mąki i proszek do pieczenia, dodajemy mielone orzechy i mieszamy trzepaczką do piany (ja włączyłam robota na najniższych obrotach, by zakręcił się trzepaczką dwa trzy razy). 
Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia lub wysmarowujemy tłuszczem - ja tylko spód wykładam papierem, zaś boki natłuszczam. Przekładamy do formy ciasto i wygładzamy powierzchnię łopatka. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika : 
piekarnik elektryczny - 180'c
piekarnik z termoobiegiem - 160'c
gazowy - stopień 2
i pieczemy około 30 minut - trzeba zrobić test patyczkowy. U mnie ciasto gotowe było po 25. Po wyjęciu z piekarnika ciasto pozostawiamy w formie jeszcze na około 10 minut, po czym wyjmujemy i odstawiamy do całkowitego wystygnięcia. Ciasto stygnie jakieś niecałe pół godzinki.

W tym czasie zabieramy się za krem. 
Serek dzielimy : na 3 części. Jeśli użyliśmy 600g to na równe, jeśli 500g to na 2 po 200g i jedną po 100g. Pistacje siekamy dość drobno. 
Dwa pierwsze kremy robimy identycznie, czyli do serka dodajemy po 40g cukru pudru, łyżeczkę spirytusu, 40 ml brandy i 4g posiekanych pistacji. Dodajemy ciut olejku i wszystko razem kręcimy do uzyskania jednolitej masy. Oczywiście można kremy zrobić w jednej misce, ale w ten sposób mamy pewność, że jest ich taka sama ilość. 
Ostatni krem to nasza wierzchnia warstwa tortu. Do 100g serka dodajemy pół łyżeczki spirytusu, 20 ml brandy, 20g cukru pudru i odrobinę olejku pistacjowego lub śmietankowego. Jeśli mamy 200g serka to po prostu podwajamy ilość składników - a więc dodajemy łyżeczkę spirytusu, 40ml brandy i 40g cukru pudru i olejek. Całość mieszamy do uzyskania jednolitej masy. 

Wystudzony "biszkopt" przekładamy na paterę. Pamiętajmy o usunięciu ze spodu papieru do pieczenia ;) Kroimy go na pół. Uwaga. To nie jest zwykły biszkopt, więc jest bardziej kruchy - trzeba koniecznie robić to ostrym nożem. Wierzchnią warstwę ostrożnie zdejmujemy na bok. Na spód tortu wykładamy pierwszy krem z pistacjami i równo go rozsmarowujemy. Następnie nakładamy spód bezowy lub układamy małe beziki. Na nie nakładamy kolejny krem z pistacjami. Na niego ostrożnie nakładamy górną warstwę"biszkoptu". Lekko dociskamy. Cały tort smarujemy kremem bez pistacji - górę oraz boki. Następnie zcieramy na małych oczkach na niego białą czekoladę, obsypujemy go resztą posiekanych pistacji.  Na wierzch i boki przyklejamy czekoladowe listki. Całość wkładamy do lodówki. Według zapewnień Pani Gessler kremowi wystarczą 2-3 godzinki. Smaczności !! :) 




Sałatka 3 sery z łososiem i żurawiną

SAŁATKA 3 SERY 

Z ŻURAWINĄ I WĘDZONYM ŁOSOSIEM




Sałatka z serii coś wykwintnego na śniadanie lub kolację. Powstała w ramach ochoty na sałatkę...tyle, że ciągle nam czegoś brakowało do już znanych i lubianych. Inwencja poszła w ruch i oto powstało to dzieło. Sałatka powinna się pewnie nazywać międzynarodowa, gdyż łosoś przyleciał z Norwegii wraz z moimi Teściami, a kozi ser z Chorwacji przy boku Szwagra i Szwagierki. Oliwa zaś była nasza...Kanaryjska... . Myślę, że nie dlatego, ale dzieło wyszło tak pyszne, że z pewnością zagości na mym stole i w ramach codziennych ochotek i w ramach odświętnych uroczystości. Polecam gorąco ! :) 



Składniki :
  • pół camemberta
  • niewielki kawałek koziego twardego sera
  • 3 plastry sera Tylżyckiego
  • 3 liście sałaty strzępiastej
  • 3 liście sałaty zielonej 
  • 2 plastry norweskiego łososia wędzonego
  • zielona cebulka
  • garść suszonych żurawin
  • 3 łyżki sezamu
  • kilka pomidorków koktajlowych
  • 1 marchewka
  • oliwa z oliwek
  • pieprz 
  • sól



Wszystkie warzywa dokładnie myjemy, marchew obieramy. Sałaty rwiemy w palcach i zmiksowane układamy na dużym płaskim półmisku. Na nich rozkładamy porwane w palcach na mniejsze plastry tylżyckiego, kilka cienkich plasterków sera koziego (ja je kroiłam nożem do sera) oraz pokrojony w cienkie prostokąciki camembert. Sery powinny się ze sobą mieszać. Na nie rozkładamy cienkie nieduże plasterki łososia - ja również rwałam je w palcach.  Koktajlowe pomidorki kroimy w pół i wciskamy gdzie nie gdzie pomiędzy sera i łososia. Cebulkę siekamy i obficie posypujemy sałatkę. Następnie prażymy na suchej patelni sezam, potrząsając nią co jakiś czas by się nam nie przypalił. Na sałatkę wysypujemy garść żurawin, a następnie posypujemy ją uprażonym sezamem. Obraną marchew kroimy w cienkie plastry wzdłuż - ja to robiłam obieraczką do warzyw - i każdy zwijamy w różyczkę. Następnie układamy różyczki wokół półmiska i kilka na środku sałatki. Całość solimy, pieprzymy i polewamy dobrą oliwą z oliwek. Smaczności :) 





10 września 2012

ciasto ze śliwkami - najłatwiejsze ciasto w świecie zespołu Fasolki :)

FASOLKOWE 

CIASTO ZE ŚLIWKAMI 





Czy jak byliście mali słuchaliście Fasolek? :> Bo ja tak. Wykrzykiwałam słowa z zamkniętymi oczami prosto do "mikrofonu"...Ach! Wspomnienia;) Ostatnio mam "powrót do źródeł", gdyż Mój Synuś zaczyna tańczyć, śpiewać i na okrągło słuchać piosenek i muzyczki - póki co nie do mikrofonu, choć na "gitarze" już grywa...;) No i jak mogłabym mu nie zakupić "Przebojów Pana Tik Taka"? Ja jestem Pan Tik Tak...słychać w moim domu ostatnio na okrągło i do znudzenia ;) Kiedy jednak Synuś się nieco zakręci i płyta pójdzie dalej, zaczyna rozbrzmiewać Najłatwiejsze ciasto w świecie tak tak tak...nic a nic się go nie gniecie...tak tak tak... . Kilka tygodni temu, kiedy Malec zarządał zrobienia ciasta, a ja spojrzałam na śliwki w koszyczku, już wiedziałam, jak spędzimy popołudnie... . Tym razem ten hicior brzmiał wciąż i wciąż, a ku uciesze Smyka, Mama tańcząc i wykrzykując słowa piosenki, sięgała po kolejne produkty i robiła z Nim CIACHO. I jeśli Ktoś wątpi w wynik tych "tańców" zapewniam Was, że ciacho jest wyborne - słodkie, smaczne, szybkie i do przygotowania z Maluchami :D Więc Kochani do dzieła ! Przecież Ty potrafisz także upiec...tak tak tak...nawet, gdy nie jesteś zuchem...tak tak tak !! :)



Składniki:
  • szklanka mąki - u mnie tortowa
  • szklanka cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 jajka
  • pół margaryny - tak początkowo śpiewałam i zrozumiałam, ale następnym razem chyba dodam jednak całą;)
  • około kilogram śliwek
  • tłuszcz (margaryna) do wysmarowania formy

"Szklankę mąki, cukru szklankę,

Zaraz wsypię do miseczki,
Potem proszku do pieczenia,
Dodam jeszcze dwie łyżeczki,
I dwa jajka i na koniec
Roztopionej margaryny
I zamieszam tylko tyle,
By się razem połączyły.

Teraz śliwki poukładam,

W natłuszczonej tortownicy
I do pieca włożę ciasto
Na około pół godziny,
A gdy będzie już gotowe,
Znaczy chrupkie i rumiane,
To zaproszę koleżanki,
Babcię, dziadka, tatę, mamę. "

No to jeszcze raz ;)



W rondelku stapiamy pół (lub całą jeśli chcecie) margaryny, cały czas mieszając. Zostawiamy do ostudzenia.
Do miski wsypujemy mąkę i cukier, wsypujemy do nich dwie łyżeczki proszku do pieczenia, wbijamy jajka i mieszamy.  Dodajemy stopioną margarynę i mieszamy tylko do połączenia się składników. 
Tortownicę (24 cm) natłuszczamy. Śliwki myjemy, wyciągamy z nich pestki i połówki układamy na dnie, przecięciem do góry:) Na nie wylewamy ciasto i wyrównujemy szpatułką. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 190-200'c i pieczemy około pół godziny ( u mnie 35 minut) do zrumienienia ;) Ja wykonałam test patyczkowy na wszelki wypadek :) I już ! Smaczności Zuchy! :)



A dla wspomnień i rozwiania wszelkich wątpliwości teledysk...z 1986 roku...ps. ja nie robiłam ciasta w makutrze ;) 



4 września 2012

Brownie z nutellą i orzechami - ciasto w 40 minut na Dzień Czekolady :)

BROWNIE

Z NUTELLĄ I ORZECHAMI





Uczczenie Dnia Czekolady  wyszło mi dzisiaj trochę przypadkiem... . Bo to brownie miało powstać wczoraj, ale...Może od początku... .
Wczoraj miałam paskudny humor. Ani mi się pisać posta nie chciało, ani za bardzo gotować... . Inspiracje na dania też w zasadzie znaleźć w swojej głowie nie mogłam. Obiad jakoś o dziwo smaczny wyszedł, ale już popołudnie to generalnie składało się, jak w jakiejś zaklętej bajce. Wszystko mi leciało z rąk. Nic się nie udawało. Ot, po prostu wisielczy dzień. Synuś też markotny łaził cały dzionek. Ani na spacer iść nie chciał, a i w domu się niczym zabawić nie mógł... . Co oczywiście wcale w poprawie mojego humoru nie pomagało... . 
W końcu stwierdziłam, że mi to potrzeba chyba czegoś czekoladowego...Lekarstwo na chandrę w mglisty deszczowy dzień ostateczne... . No tak, ale trzeba zrobić coś - nie coś - CIASTO..do którego pomocy nie potrzeba miksera ani wałka. Nie i już. Nie chce mi się. I zaczęło się szperanie. W zasadzie to moje kroki od razu powędrowały na blog Chocoholiczki . Jeśli szukać czegoś czekoladowego - to tylko tam. Zwłaszcza, jeśli szuka się czegoś tak konkretnie, jak ja.  "C i a s t o  na s z y b k o ..." wystukiwałam w okienku wyszukiwarki blogowej... . Enter. Spojrzenie na monitor. "Ciasto bardzo szybkie w wykonaniu - nie wymaga miksera, piecze się też stosunkowo szybko - ok. 35-40 min."  BINGO. KLIK. Ocena składników - są. Orzechy ziemne mam?..lekko solone...A tam, to będzie oryginalniej.  Dzielnie pokroiłam masło do rondelka i...wszedł Mąż. Rondelek ustąpił miejsca garnkom z obiadem. Potem zawędrował do lodówki, na czas pobytu Rodzinki w sklepie... I tam pozostał, bo usypiając Synka ululałam się sama i o północy zmarznięta marzyłam jedynie o ciepłym boku mojego Ukochanego... . 
Dzisiaj rano wstałam zdecydowanie w lepszym humorze ;) Rodzinne śniadanko, wizyta na giełdzie - udane zakupy "przetwórcze" ;) Gdy Mężuś wyszedł do pracy, Synuś zarządał ciasta. Tak, tak...zarządał ;) Wyjął mikser z szafki kuchennej, zaczął próbować go podnosić na blat kuchenny pokazując, żeby Mama zaczęło robić ciasto, wydając przy tym swoje głośnie "Brzbzrzrzzzzzzzzzz". Roześmiałam się. "Dzisiaj będziemy robić ciasto, ale inne Myszko. Nie mikserem. Będziemy mieszać." Smyk spojrzał na mnie rezolutnie i z błyskiem w oku dawaj otwierać szufladę pod piekarnikiem i wyciągać formy do ...muffinek ;) "Nie, nie Kochanie...choć, połamiesz czekoladę do rondelka.." I tak wspólnymi siłami stworzyliśmy ciacho. Jak widać, jest więc banalnie proste do wykonania. A zapach czekolady roznosi się po całym domu podczas pieczenia... :) Zresztą, po jego upieczeniu też. Dlatego, ja zmykam dokroić sobie jeszcze jeden kawałek (a niech mi pójdzie w biodra  ! ), a Was zostawiam z przepisem na to czekoladowe cudeńko. Może Ktoś jeszcze pragnie uczcić dzisiejszy Dzień Czekolady. Przecież jeszcze będzie trwać  ponad godzinkę...a to masa czasu, prawda ? :)



Składniki na ciasto:
  • 200 g masła
  • 1 tabliczka mlecznej czekolady (100 g)
  • 1 tabliczka gorzkiej czekolady (100 g)
  • 250 g cukru pudru
  • 4 jajka
  • kilka kropel aromatu waniliowego
  • 150 g mąki - u mnie tortowa
  • szczypta proszku do pieczenia
  • 40 g kakao w proszku
  • 100 g nutelli (lub innego dobrego kremu czekoladowo-orzechowego) 
  • garść posiekanych orzechów (i ja dałam orzeszki ziemne - lekko solone ;) no może to nie był najlepszy wybór, ale da się :P)


Dodatkowo:

  • polewa czekoladowa (opcjonalnie - więc ja nie dodałam ;) )



W rondelku, przy niewysokiej temperaturze, rozpuszczamy masło, tabliczkę mlecznej czekolady i pół tabliczki gorzkiej, cały czas mieszając, aby nie dopuścić do wrzenia.
Po rozpuszczeniu, odstawiamy na moment do lekkiego przestudzenia - w tym czasie możemy posiekać pozostałą gorzką czekoladę i orzechy. Mnie mieszanka przestygła mocno, bo akurat była pora obiadkowa ;) Dlatego dalsze czynności wykonywałam na wszelki wypadek w misce zwanej makutrą ;)

Masę czekoladową przelewamy do większej miski, dodajemy cukier, kilka kropel aromatu waniliowego i mieszamy dokładnie, powoli wbijając jajka. Każde dopiero po tym, jak poprzednie wejdzie w masę. Gdy uzyskamy ją gładką, dodajemy przesianą z proszkiem i kakao mąkę oraz wrzucamy posiekaną czekoladę.

Wszystko ładnie mieszamy i przelewamy do wysmarowanej masłem i obsypanej mąką blaszki - ja wyłożyłam swoją papierem do pieczenia - o wymiarach 26 x 26 cm (może być także inna blaszka, ciasto będzie odpowiednio wyższe lub niższe. Ja swoją zatem wstawiłam do takiej 18 na 25. Chocoholiczka  nie poleca dużo większej blaszki niż 26x26, gdyż z natury jest to raczej niewysokie ciasto).



Na górę ciasta wykładamy małą łyżeczką krem czekoladowy, mieszamy delikatnie szpikulcem lub tąże łyżeczką i obsypujemy ciacho  posiekanymi orzechami. Tak przygotowane ciasto wkładamy do nagrzanego do 160 st. piekarnika i pieczemy około 35 min.

Brownie powinno być wilgotne, dlatego trzeba uważać - im dłużej będzie siedziało w piekarniku, tym bardziej będzie konsystencją przypominało tradycyjnego Murzynka. Jak pisze autorka : "Myślę, że już po pierwszej próbie wyczujecie swój piekarnik i będziecie potrafiły stworzyć swoją idealna wersję tego  ciasta." Ja na przykład już wiem, że w moim wystarczą mu spokojnie półgodzinki ;) I będzie się jeszcze mocniej rozpływać w ustach ... mmmmmmm... Smaczności !! ;) 





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...